Któż z nas nie kocha Pana Mateusza?
W kim się weseléj nie uśmiechnie dusza,
Kto, zapomniawszy o dziennych kłopotach,
Gdy go przez okno obaczy we wrotach,
Nie krzyknie wesół: „Pan Mateusz jedzie!
„Proś duszko, żeby został na obiedzie!?“
Któraż z żon, słysząc ten głos gospodarza,
Nie skoczy sama zawołać kucharza,
Jeśli ją z krzykiem nie uprzedzą dzieci,
I coś smacznego dodać nie zaleci?
I któryż nawet kucharz nie jest gotów
Robić, nie mrucząc na wielość kłopotów?
Bo Pan Mateusz jest wszystkich kochanek.
Ledwie zajechał i wysiadł na ganek,
Już śmiechy, żarty, i wesołe fraszki,
Lecą w ślad za nim z jego karafaszki:
Dom się ich gwarem napełnia wesoły,
Jak ul, gdy po nim rozlecą się pszczoły.
Cóż gdy, jak w naszéj nie nowość parafji,
Jaka sąsiedzka biesiadka się trafi,