W gorzelni chemik, na polu włodarz,
A przy tém wszystkiém autor, poeta!
I dziwy dziwów! w tece, w szkatule,
Plon w równej mierze rośnie ci razem;
I gdy Fortunę gonisz na Mule,[1]
Po laur Parnasu śmigasz Pegazem.
Jak ci nie zajrzeć? mnie zwłaszcza, który,
Pokusą twoją zwabion na wędę,
Chcąc jak ty wstąpić w podwójne tory,
Fermę skarbową wziąłem w arendę.
Nadzieja wprawdzie była dwojaka,
I cel dwoisty nęcił mię razem;
Własném swém sianem karmić stępaka,
I mieć gdzie na wsi bujać Pegazem.
Lecz ach! niestety! zdrajca ekonom,
Tak mię kłopotał, tak znudził wreście,
Iż by ujść tylko jego andronom,
W kanikuł nawet siedziałem w mieście.
A on tam wszystko mierzył w pół miary,
Faktor ostatki przedał w pół ceny,
Sianożęć całkiem spaśli huzary,
A troski całkiem zbiły mię z weny.
Tak, że nie tylko Pegaz mój w sobie
Bez duchowego obroku sechnie,
- ↑ Nazwisko majątku.