Dziewczę karmiło brysia, chleb maczając w mleku.
„Ostróżnie!“ — ojciec z boku krzyknął na Elizę.
A bryś warknąwszy na to: „Nie bój się, człowieku!
Ręki, co mi chleb daje, ja pies nie ugryzę.
Klnie mąż suknie ogonne, że kosztują drogo;
Klną przechodnie, w ich fałdy płatając się nogą.
Klną je, z kurzu i błota oczyszczając sługi;
A mimo tych klątw, ogon jak długi, tak długi.
„Wtém już — rzekł ktoś — jak w pawiu natura snać działa.
„Paw ma ogon tak duży — bo główka tak mała.“ —
Słonecznik, że go ludzie tak od słońca zową,
Mniemał się być co najmniéj gwiazdą ogrodową,
I sam swoje zalety wymieniając w kolej.
Liczył: wzrost, kształt, blask kwiatu, mnogość ziarn, i olej.
„Z tém się nie chwal — rzekł człowiek — aż obaczym w prasie,
„Czyś dojrzał — i czy olej z ziarn wycisnąć da się.
„Kto mędrszy?“ zagadł pająk jedwabnika, który
Snuł swą nić obok niego. — „O to się nie spieram,
Rzekł jedwabnik. — „Wiém tylko, żem innéj natury.
„Ty w swą przędzę łup chwytasz, ja w méj sam umieram.