Otwarli okno — jakaś fala świeża
Twarz mi powiewem oblała i szyję,
Chłodzi mi usta, piersi mi rozszerza,
Z jej tchnieniem zdrowie mi wraca — i żyję...
Na ręce moje przez otwarte okno
Padł promień słońca, jak gdyby ptak biały,
Nawet w tej szklance, gdzie fijołki mokną,
Smugi słoneczne w tęczę się złamały ...
W blaszanych dachach, jak w źwierciedle złotem
Twarz nieba z góry przegląda się cicha —
A tam, na dole, bruki grzmią łoskotem
I miasto gwarem, jak morze, oddycha.
Mówią, że wiosna — a ja wyjść nie mogę.
I patrzę ciągle na te szare ściany,
Tylko mi czasem pada na podłogę
Od okna — promień słoneczny, świetlany...
Mówią, że wiosna... Jak tam, gdzieś — daleko
Młodymi liśćmi pękać muszą drzewa,
Jakie tam strugi z łąk wilgotnych cieką,
Jak się tam ziemia do słońca wygrzewa,
Jak pachnie zagon świeżo rozorany
I pług na czarnych skibach jak połyska!
— Pewnie już białe wróciły bociany
I przez zielone brodzą trzęsawiska...[1]
- ↑ W spisie treści niniejszy wiersz występuje pod tytułem „Moja wiosna“.