I wam śpiewacy wy leśni
I wam przekleństwo, gwiazd światy!
Przekleństwo tobie, o pieśni!...
Smutku ptak mi ponad głową
Czarne skrzydła swe rozpina
I zawodzi pieśń grobową;
Ziemia leży trupio sina
Nad nią gwiazdy, jak gromnice
Mętnem, bladem światłem płoną;
Słońce trwożne skryło lice
Poza rdzawych chmur zasłoną...
Skąd ten wicher? — Z taką mocą
Rozszalałe śle podmuchy,
Szarpie, targa gwiazd łańcuchy...
Gwiazdy mdleją, drżą, migocą,
Wicher niemi w takt kołysze,
Gwiazda się o gwiazdę trąca:
Dzwonią, jęczą — słyszę... słyszę
Szczęk okropny gwiazd tysiąca!
Pękły! W czarnych sfer otchłanie
Zapadają gwiazd okruchy,
Gdzieś w ciemności oceanie
Szumi, huczy wicher głuchy.
Tarcza słońca popękana
W mgieł czerwonych kręgu tonie,
Brocząc jakby krwawa rana
Strona:Poezye (Rydel).djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.