Strona:Poezye (Rydel).djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod siwą wierzbą siedzę,
Ona śród zbóż, przez miedzę
Idzie ku mnie z oddali
I biją krasne blaski
Od czerwonej zapaski,
Co jak mak się pali.

Nadchodzi gibka, chyża
I kłosy muska dłonią.
Łany się przed nią kłonią,
Kłos każdy się uniża
I pokłon przed nią bije.
Ten ją całuje w szyję
Złocisty kłos lubieżny,
Tamten się ku niej tuli
I trąca po koszuli,
Po tej koszuli śnieżnej.

Wita mnie uśmiechnięta
Słonecznym swym uśmiechem
Tak cicha, jasna, święta,
Że mi się zdało grzechem,
Iż śmiały tknąć ją kłosy,
Swawolne kłosy żytne...
Ja tylko w jej oczęta
Pozieram, jak w niebiosy
Słoneczne i błękitne.[1]




  1. Przypis własny Wikiźródeł W spisie treści niniejszy wiersz występuje pod tytułem „Pod siwą wierzbą“.