To dwa С rzekłbyś na jéj dwie brwi krzywe,
Nos jak I prosty. — Nie, nie! to za mało,
Jéj brwi są łukiem, rzęsy zbójczą strzałą,
Gdy spojrzy skrzydło niezbawi sokoła.
Dzień o północy jaśnieje z jéj czoła,
Nocy warkocza słońce nie rozświetli,
Co włos to petla, serce w każdéj pętli.
Gdyby sam Symurg wwikłał się w te wniki,
Dechłby jak wróbel, choć silny i dziki.
Sypię łez ziarna, może gniew uskromi,
Może się ptak jéj ustek połakomi,
I coż milszego, gdy mi niebo zdarzy
Ze je przyleci dzióbać na mej twarzy!” —
„I cóż milszego jak cień w upałach;
I cóż milszego jak lulka w cieniu?
Jak paląc lulkę siedzieć w milczeniu,
I o niebieskich marzyć migdałach?
O! gdybym tęczę miał zamiast cybuka.
Wulkan za lulkę i dąb za hajduka.
Urżnąłbym równo dwa tęczy końce;
Na jednym końcu wulkanbym wprawił,
Na drugim, zamiast bursztynu, słońce,
W tyle za sobą dąbbym postawił;
I siedział sobie jak Nuszyrwan jaki,
Z góry na ziemskie poglądając żaki.
Dąb mój najwyższy z dębów Iranu,
Lasy i góry przerósłszy głową,