Twój uśmiech, już do połowy rozwity,
Zwietrzał na ustach. I duszy twéj posły
Oczy, raz drugi już się nie podniosły.
I smutnie zmierzchnął ich promień uroczy.
Jam milczał. Luba! tyś mówiła czasem,
Na pozór zda się obojętne wieści,
Obce nam obu, rzucone nawiasem,
Lecz w duchu tyle pożądanéj treści,
I z bolejącem sercem strojne tyle! —
Tak biegły muzyk, gdy żywsza piosenka
Źle mu samotną uprzyjemnia chwilę,
Zmienia ton, zda się, nie umyślna ręka
Błądzi po strónach na los, bez wyboru,
I wiąże jakieś motiwa nie składne,
A żaden dźwięk mu, ah! półdźwięku żadne
Z harmonijuego nie wyjdzie minoru. —
Wracałem smutny; lecz już bez cierpienia.
Bo smutek w cichą złagodniał tęsknotę,
I wlał do duszy nadzieje, marzenia;
Lecz już nie rospacz. Jeszcze jednę chwilę
Pięknej muzyki, jednę z nią pieszczotę,
Jéj łza, a jużbym i tę resztę smutku
W kilku łzach, w kilku rymach mógł wypłakać.
O! jakież dzięki za dobroci tyle?
Cóż po staraniach, nadziejach bez skutku
Słabéj wdzięczności pozostało? — płakać.
Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/132
Ta strona została przepisana.