Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/157

Ta strona została przepisana.

Nieczuli Bogowie pomocy niedali,
I płynie i płynie łodź daléj i daléj.

Jak straszno nocować na falach zburzonych,
Na łodzi ułomnej, o trwodze, o dreszczu,
Jak często on myślał środ gromów i deszczu
O żonie, o dzieciach na zawsze straconych,
I płakał — lecz któż się łez jego użali?
I płynie i płynie łodź daléj i daléj.

Gdy ranek zabłysnął po gromach zawiei,
Przed siebie, za siebie wiódł oczy zdumione,
Do koła miał wody bez brzegów, zielone,
Ni kropla pociechy, ni promyk nadziei,
Prośbami chciał skruszyć niebiosa ze stali,
I płynie i płynie łodź daléj i daléj.

Trzy noce i trzy dni na głębiach bezedna,
Wyczekał nadzieje, wypatrzył już oczy,
Na przekor modlitwie co nic mu nie zjedna,
Na przekor głodowi co serce mu toczy,
Na przekor pragnieniu co usta mu pali,
I płynie i płynie łodź daléj i daléj.

Czwartego poranku, czy mu się zdawało,
Czy w stronę skąd płynął szła nawa daleka!
Już serce wstrząśnione radością zadrżało,
Już łeskę radości uczuła powieka,
Zawołał — bez echa głos przylgnął do fali,
I płynie i płynie łodź daléj i daléj.

Piątego poranku jeszcze się spodziewa,
Do wyspy odludnéj chciał jeszcze zawinąć.
„O! jakby mi słodko żyć na niéj i zginąć,
„Choć na niéj ni człeka, ni źwierza, ni drzewa.”