„O! matko, ojcze, przytulcie swe dziécie,
Weźcie do siebie Wasilka!“
Klęka na grobie, rączki w górze trzyma,
I milczy i łzy nie biegą;
Tylko nieba pytał się oczyma
Czy wysłuchało prośb jego.
A przez to niebo, jak mgła przez jezioro
Białe się chmurki ciągnęły,
I w oddaleniu znikały nie skoro,
I nowe jak dym płynęły.
Lecz jedna chmurka samotna i blada
Nie płynie razem z innemi,
I coraz niżej na powietrzu siada
I coraz bliżéj do ziemi.
Ścichł wietrzyk, nieśmie blasku wód zatrzeć,
I liści ustało drżenie,
Zdaje się, na to umilkł świat, by patrzéć
Na osobliwsze zjawienie;
Oto na chmurze było dwóch gołąbków,
Białych jak księżyca promyk,
Skrzydełka miały s promienistych rąbków,
Nad nimi drżał siny płomyk.
Wzleciały, siadły na dziecka ramieniu,
Woń milszą wytchnęły kwiaty,
Słyszał Wasilek w gołąbków gorleniu
Głos swojéj mamy i taty.
„Wasilku! cnotę Bóg hojnie zapłaci;
Patrz, nie poznasz ojca, mamy,
Taki blask bije z ich nowych postaci,
Kłopotów ziemskich nie znamy.
Nad dolę naszę niema szczęśliwszéj,
Dom nasz na niebios błękicie.
Czém u was chwila roskoszy najżywszéj,
Tém u nas całe jest życie.
Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/166
Ta strona została przepisana.