W piątek Sólejman poszedł, złorzeczył złej chwili,
I w Armyro Christosa ściskał po bratersku,
I aż do dnia białego przez noc całą pili.
A o świcie wracając przez armyrskie bagno,
Rzekł: Christosie! przy sercu twem ogrzałeś żmiję,
Agowie na mej włóczni głowy twojéj pragną.
— Nie, Christo się nie podda Turkom póki żyje,
Bywaj zdrów Sólejmanie, do widzenia w grobie!
Złożyli się, strzelili, i padli przy sobie.“
Teraz maj, teraz rosa, teraz czas do drogi,
Teraz gość śpieszy od nas na ojczyste błonia,
W nocy on siodła konia, w nocy kuje konia,
Perły lśnią na czapraku, złotem lśnią ostrogi.
Przy nim kwiat greckich dziewic, młodziutka kochana,
Sama mu świeéi, sama doléwa kielicha
I dając kielich prosi go łzami zalana:
„Panie mój! weź mię s sobą, weź póki noc cicha,
Ciężarem ci nie będę jak giermek, jak sługa,