Jakże chcesz abym przyrzekła?“
Konstanty przykląkł na ziemi,
Klął się wszystkimi świętymi,
Klął się na nieba i piekła,
Na władcę słońca i gromu,
Odwieść ją matce do domu,
Powiedzieć radość i smutek,
I prośbom wymodlił skutek.
Po roku, padł orszak bratni
Pod cięciem śmiertelnéj kosy,
Konstanty umarł ostatni.
Matka łzy leje, rwie włosy,
„Wstań synu! na władcę gromu
Kląłeś się, zrobiłam zadość.
Odwież mi córkę do domu,
Mów mi jéj smutek i radość.“
Wstał. Jechał po nią w noc ciemną,
W północ ją zastał przed gankiem,
„No, no, siostrzyczko, spiesz ze mną,
U mamy będziem przed rankiem.“
- „Ah! tyż to? s takim szelestem?
„Cóż tam w domu? gdy weseli,
„Pozwól ubiorę się w bieli,
„Gdy smutni, jedźmy jak jestem.“
— „Ha! ni smutni, ni weseli,
Jedź jak jesteś.“ I gdy jadą,
Jadą, leci krukow stado,
Leci po za wód topieli,
Nad borami drzémiącémi,
Przez gór wierzchy, przez dolinę,
Kracząc i kracząc za nimi:
Trup, trup, trup wiezie dziewczynę!