Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Przeczytał Ali, z gniewu się wścieka,
I w chwili ferman każe gotować:
W imie Allaha! spiesz, Weligeka,
Spiesz w knieje Kleftów na psy polować,
Pamiętaj bydź mi nie lada myśliwcem!
Chcę psa Lijaka lub trupem lub żywcem: —

I Weligeka, nim słońce zgasło,
Wyszedł polować. I śród niziny
Napadi na Kleftów w szałaszach — „hasło!
Hasło!“ bój wszczął się, grzmią karabiny,
Zgiełk, huk, kurzawa, szczęk, rżenie, wrzaski,
I głos dowodców i wystrzałów blaski.

„Baczność! porządek! w prawo przed szałasz!
Męstwo Kleftowie!“ rzekł Kontokupi.
Bieży Lijako, w zębach ma pałasz,
W ręku karabin, rospierzchłych kupi,
I sam naczelny w najgorętszym boju,
Czarny od dymu, od kurzu, od znoju.

Bieży, a za nim tłumem się garną.
Trwała walka trzy noce, trzy ranki;
Zalane Izami, odziane czarno,
Przeklęły walkę blade Albanki.
Padł Weligeka w krew s piersi wylaną,
Mustafa ranny w rękę i kolano.

Lecz cóż się stało z ową Greczynką?[1]
Wróg ją otoczył na wierzchu wzgórka,
„Niechceszli dziéwcze zostać Turczynką?
Niechceszli dziéwcze za mąż za Turka?“
— „Wprzody ten piasek krew moja ubroczy,
Niźli mi Turek ucałuje oczy!“

  1. W zbiorze P. Fauriel trzy ostatnie zwrotki stanowią osobną piosnkę.