Strona:Poezye Alexandra Chodźki.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Pan prosił: „zrządź Boże niech ujrzę Rodzice,
„Niech ojciec w winnicy ostrzyga szpalery."
Kto szczérze się modli, wysłuchan jak szczéry.
Przyjeżdża, aż właśnie strzygł ojciec winnicę.
Głos zmienił i jakby nieznając Rodzica,
„Bóg pomóż staruszku! czyja to winnica?"

„Winnicę tę, gościu, hoduję dla Jana,
Dla syna mojego; on niewié o niczem,
A jego dziewczyna z anielskiém obliczem
Dziś komu innemu za żonę oddana,
Ze łzami na oczach, s kwiatami na czole.“
— „Staruszku! czy znajdę ich jeszcze przy stole?"

— Gdy koń twój jak piorun, to znajdziesz przy stole;
Gdy koń twój jak strzała, to już się pobiorą."
„Ah! koniu mój, koniu mój, koniu mój skoro!"
I tylko się pyłu kłąb toczył przez pole.
Bo koń mil czterdzieście dwie ubiegł za chwilę,
I jeszcze czterdzieście i jeszcze trzy mile.

Pan prosił: „zrządź Boże jak syn się spodziéwa,
Niech matka w ogrodzie polewa kwatery."
Kto szczerze się modli, wysłuchan jak szczéry.
Przyjeżdża, aż matka w ogrodzie poléwa.
„Bóg pomóż staruszko! kto panem ogrodu?“
— „O gościu! ten ogród był moim za młodu;

Na starość mój ogród oddałam dla Jana,
Dla syna mojego, on niewié o niczem,
A jego dziewczyna z anielskiém obliczem
Dziś komu innemu za żonę oddana,
Ze łzami na oczach, s kwiatami na czole!"
— „Staruszko! czy znajdę ich jeszcze przy stole?"