Porwałbym, uniósł — ha! niechby ścigali
Pył mój w pustyniach. Wiész ileśmy razy
Kłamanych bitew dając wam obrazy,
Wasze namioty bronili lub brali.
Pomnisz, gdym ciebie wyrwał z rąk dziesięciu,
Jak nas unosił koń moj? — Ziemia, niebo,
Pierzchły; wiatr tylko gwizdał koło ucha.
Mniemałem, że gdzieś nad ziemię, nad niebo,
Polecim sobie w miłośném objęciu,
Gdzieś, na mieszkanie wieczne w krajach ducha.
I pierwéj niźli wrócili s pogoni
Stanąłem s tobą przed matką struchlałą.
Któżby mi wówczas wydarł cię, któż? oni?
I byłbym wzorem rycerzy i chwałą.
Ja i moj koń. Pieśń o nas by krążyła
Po pokoleniach, z ust do ust. Dziewczynie
Przygoda Azzy nierazby się śniła,
Mnie rycerz wspomniał w samotnéj godzinie.
Dzielnyż to koń mój! z wiatrem jego grzywa[1]
- ↑ Dzielnyż to koń mój! z wiatrem jego &c.
Cały ten obraz wziąłem z następnego opisu konia: „Jego grzywa podobna do warkocza dziewczyny na wiatr rzuconego. Jego kark jak skała, którą ciągle spadający potok wygładził. Ogon jak suknia młodéj dziewczyny, wlekąca się niedbale za nią. Boki jak boki tygrysa czatującego. Szyja niby wysoka palma, pod którą zbłąkany podróżny rozłożył ogień w nadziei odebrania pomocy. Czoło jak wypukłość tarczy gdy ją biegła ręka zaokrągli i wygładzi. Nozdrza jak jaskinia hijeny. Ostrogi u nóg jak porozdzierane pióra orła czarnego. Ma on bieg sarny oszukującej zręczność myśliwych. Jego czwał jak pęd chmury przesuwającéj się po nad jedną łąką, aby deszcz wylać na drugą. Jego postać podobna do zie-