Ta strona została przepisana.
I lulka drużka w dobre i złe chwile,
Spokojny jedzie od zdroju do zdroju. —
Tam, do namazu zasiedli podróżni,
Barwą, ubiorem, obyczajem różni,
Lecz prawowierni wszyscy; wszyscy pychę
Ziemską i myśli ziemskie jak w potoku
Topią w myśli o Bogu, o proroku;
Pobożnie świętą zmówiwszy fatichę,[1]
Słuchali modlitw, które z ust Hadżego
Przed tron Allaha i Mustafy biegą.
HYMN DO BOGA.
ON![2]
Myśl chciała zmierzyć wielkość Jego, i, jak oczy
Stojącego pod górą, podnosi się, dźwiga,
I nie dosiągłszy wierzchu upada zemdlona;
Wyobraźnia roiła sobie że otoczy
Jego ogrom, i złote otwarłszy ramiona
Ich łańcuchem w nieskończoność śmiga,
Wytęża się — zrywa....
I liczniejsze od piasku
Rossypały się ogniwa,
Stopiły się w Jego blasku.
ON!
Tchnął — i wionęło życie,