Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

RAKUZ.
To nic — ostrogi —

KRAKUS.
— Ostrogą usta i serce mi skrwawił!
A teraz jestem jak zdeptane zioło,
Bez chleba kromki — w puszczy mię zostawił —
Zdeptane zioło z wstydem wznoszę czoło.
Ciemno a ciemno w koło — i nikczemno —
Gdziekolwiek spojrzeć ciemno na około.
Rozbrat, którego nie wiem co pojedna?
I węzeł który nie wiem co rozłamie? —
Żeby choć jedno serce było ze mną! —
Żeby choć ręka jedna,
Żeby choć jedno ramię
Było ze mną! —
(Postępując dalej.)
Do świtu teraz hukać się nie ważę
Ni pacholęcia wołać po imieniu —
Nixy chcą ciszy — Nixów nie obrażę
By na wstrzymanym usiadłszy promieniu,
Jak pająk pieśnią z prostej zbity drogi,
Groziły milczkiem — nie obrażę Bogi,
Korowodami szłapiące jak straże,
W szerokich wieńcach paproci zębatej —
Do świtu wołać chłopca się nie ważę:
(Wstrzymując się.)
Jeleni łańcuch płynie rosochaty
W pod-księżycowej mgle, jak tratwa duża —
Kozioł na grzbiecie srebrne liże łaty,
Księżyc się w bluszcze osłupione wmruża.
— Cichości magją słyszę prawie drzewa,
Jako lepkiemi budzą się pączkami
I widzę słysząc, jak gdy Bojan śpiewa,
W świat się odległy przenosząc słowami,
Które nic z miejsca nie ruszają wcale.
A jednak jesteś raz w lesie, raz w polu,
Na ławie siedzisz myśląc że na skale,
Rannym nie bywasz, ale syczysz z bolu,