Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/110

Ta strona została skorygowana.

Tam książe, głowę poruszając bladą,
Tak prawił: «Gród ten, z pod smoczego zębu
Wybawi jeden z dwóch którzy tu jadą:
Który zaś — nie wiem — lecz jeden z Księżyców —
I dodał — «wielu nie będzie dziedziców! —
I przemilkł — po czem, gdy bardzo szlochano
Jakoby młodzian porwał się z pościeli
Głosem wołając wielkim: «niech powstaną
Dziadowie z grobów! — by jasno widzieli
Że się nie lękam śmierci» i padł — Lechy na to
«Chrobryś był!» — trupa, osłonili szatą
I wyszli —

RAKUZ.
Tablic tych, nie dotkniesz więcej
Na wieki legną, w żalnicy książęcej —
Mimo — iż starzec wróżył nie dość jasno —
Imiennie głosić nie raczył dziedzica — —

SZOŁOM.
Człowiek, o! Panie gdy siły już gasną
Jest tak, jak kiedy dopala się świeca —
Dla tego poznać dobrego Runnika
Po tem — czy słowa mniej pewne przenika:
Ja zaś z mej strony to na marginesie
Włączyłem: «z słów tych Rakuz rozumie się»
Co jednak w tekscie nie jest rzeczą główną
Gdyż obu Książąt czekano zarówno —

RAKUZ.
W rzeczach tych każdy Runnik doskonały
Sam wie najlepiej co i jak się godzi —
Mnie to nie tycze — cudzej nie chcę chwały
Głównie o prawdę idzie

SZOŁOM.
O nią chodzi —

RAKUZ.
A prawda cóż jest? —

SZOŁOM.
— Cóż prawda jest? —