Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/129

Ta strona została skorygowana.

PIERWSZY.
— Straciłem go z oka —

GŁOSY RÓŻNE.
Na tarczach podnieść w górę! — Zbawcę w górę!
(Okrzyki podnoszą się i uciszają i znów podnoszą. — Od przodu sceny przez tłum ku bramie Rakuz przedziera się pieszo; przy nim Szołom i poczet dworski — za pieszymi prowadzą konie — wszystko w rynsztunku świetnym.)

GRODNI, tłum rękoma rozgarniając.
W lewo i w prawo — ustąp! — książę kroczy! —


SZOŁOM, głos podnosząc.
Książe potykać się wyruszył!

WIELU OD BRAMY.
— W porę!! —

GRODNY, do tłumu.
Ustąp! —
(Tłumy zaciskąją się pod bramę. — Rakuz z pocztem swoim zatrzymuje się.)

PIERWSZY W BRAMIE.
Kapturny zbawca zakrył oczy.

INNY.
Nieporuszony, w kapturze zostawa!

WTÓRY.
Jestże kim z Bogów? — albo żywa Sława?

GRODNY, w tłumie.
W lewo i w prawo — ustąp! —

SZOŁOM.
— Panie Włady!
W bryłę się jedną skupiły gromady,
Ruszyć nie sposób —

RAKUZ, targając włosy.
Ha! — snu godzin parę
Dogonić, koniem po karkach tej rzeszy! —
Nie sposób! — kiedyś — któż temu da wiarę? —

GŁOSY Z DALI.
Górą! na tarczy górą! — Zbawca-leszy! —

W BRAMIE.
Trębaczy poczet, szeregami dwoma
Daje mu drogę ku nam —