Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeźli więc w łunach tych ciebie zobaczę
Nie odmienionym i z gwiazdą na czole
Której ci z włosem nie wydrą rozpacze;
Jeźli usłyszę cię mówiącym: wolę
Mówiącym kocham — chcę — jestem człowiekim:
— Dłoń mą wyciągam, chociażby rozdartą.
Z czystego złota wykowanym ćwiekiem
Wyciągam moją dłoń, szczerze otwartą
Wszystkiemu co jest zacne i godziwe» —
O! wtedy powiem że pieśni twe — żywe!

Lecz nie tu koniec prób — ja wyznam — oni
Poczekać zechcą na harfy rozpadek,
Na spopielenie tej co grała dłoni,
By tylko kamień i Bóg, był ci świadek.
— Miłości-otchłań i twardość-granitu
By tobie były od szczytu do szczytu,
Jako monument utwierdzony w wieczność,
Że kochać śmiałeś, wierzyć, konać — i tu
Nie była twoją Poezyą — konieczność! —