Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/150

Ta strona została skorygowana.

Jak cały system jego powali, i które
Płody jego zniesławi, jak szczenięta bure.
Tymczasem laur czerwony tak zamyślonemu,
I orzech, i podobne coś winu dzikiemu,
Cieniami swemi chłody wiały w dzień upału;
Osły szły, chłopcy jukom wtórzyli pomału.
Był też i historjograf w onej ekspedycyi
Człek pracowity bardzo, pilny tak dalece,
Że tylko myślał naprzód o dziejów edycyi,
Lecz nim gdzie dojechali, miał już wszystko w tece.
Tak rachmistrz dobry który, nie czeka godziny,
O wiele pierwej robiąc to co się należy,
Słuszny jest — szkoda tylko że cyfry nie czyny —
Lecz mniejsza — on napisał pierw — przybył i leży.
Nareszcie i Graf Ponej, amator szanowny,
Naraził się na podróż tę przez poświęcenie:
Dedykowano jemu manuskrypt kosztowny
O kształcie monet. — Miał on monet doświadczenie
I kucharza — niekiedy piękny styl listowny;
Tudzież to go przed wszystkiem zalecało silnie,
Że bywało, jak powie, klaskają niemylnie.
Trzech przynajmniej za zdaniem swem porywał w sporze:
Trzech też miał sekretarzy. — Znano go na Dworze.
Był też i siódmy: mędrców zdawna siedem bywa
I liczba to jeżeli szczęsni są, szczęśliwa —
Ten siódmy wszakże był to pisarz narodowy,
Flamand z rodu, tęskniący do dżdżystego nieba,
Do włosów bląd, do znanej wódki jałowcowej,
Napojów, potraw pewnych, i pewnego chleba — —
Słowem ktokolwiek zdala, na kiju oparty
Stojąc, patrzył na mężów onych karawanę,
Cóż widział? — tło — — — — — — —
— — — — — — Tło było, jako oko Marty
Siostry Łazarza; modre, łzą po-osrebrzane,
Łzą morza. Ruin wiele jak grobów sterczało,
Kolumn wiele, panieńskie mających kibicie,
Zbłąkanych kolumn wiele, gmachu gdzieś szukało —
I czczo było: czas mijał, pył padał — cóż życie? —