Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszak nie będąc starcami, gdy cofniem wspomnienie
Po za nas: pobojowisk sto, cztery rokosze
I cała młodość nasza przeszła na czytaniu
Telegraficznych depesz o rożnem powstaniu —
I mawia się wśród sinej krwi jak wśród bławatków:
Od ostatnich do tylko co zaszłych wypadków —
A nim wyrzekłeś onę Chrześciańską datę,
Już się zmieniła! — Czasy w wypadki bogate —
— Bogdajby w myśli, cnoty i dopięcia planów!
— O! nie patrz na uśpione w kolebce dzieciny
Ani rad igrzyskami chłopiąt się zastanów
Ani bądź ojcem, ani licz się między syny,
Ani piastunem będąc, drobne baw pachole —
Bo samolubem konasz zostawując — bole!
I nic więcej—»

— to rzekłszy, ręką szukał serca
Spokojny, jako chirurg, blady jak morderca
Gdyż wiedział że mu na to odrzekną: «bądź bogiem!»
I naprzód czuł że prawdy te są monologiem.
— Chryzogon to słyszawszy pocznie w inne słowa:
«Ludzkość wymaga ofiar — ludzkość jest zbiorowa,
Gdy jednostkowy człowiek kona, albo chory
Ona idzie — silna to jest dziewka i zdrowa —
Ten, owy, grób przeskoczy — odepchnie doktory
I dalej rusza — to jest realności prawo:
Bogiem bądź! lub nie przychodź tu z twarzą bladawą,
Jak nów katakumbowy — bo Ludzkość urosła —»
«— Przyznaję» na to Wiesław «że krzepka to pani,
Lubo nie mogę mniemać że czuła i wzniosła,
Ani zwałbym postępem, co wstecz się pogani —
Rzeczywistości nawet wręcz odmawiam zwania
Energii, która tylko to wie, że ugania!» —

— Jako? — cóż to jest? — nagle razem zawołano
Tak rychło więc do tego doszliście już — aby
O realności samej poróżnić się miano? —
Jeżeli tak — to koniec. Wpierw rozmowa szłaby,