Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale, jeżeli nawet w tem się już różnicie
Że ów nazywa śmiercią, co tamtemu życie —
To za wiele — czytajmyż już lepiej Szekspira

Czytajmy! — i ucichli —

— Okno ktoś otwiera,
Które był lekko przywiał Wiesław — ktoś nadchodzi
Płaszczem okryty —

— ha! ha! straszyć nas przychodzi —
Zgadnijcie kto? — to mówiąc milcząca postura
Wstrzymywaną jest aby nie zdięła kaptura
Aksamitnego — —

— «Bądźcie spokojni panowie
Zawoła gość» nie zgadnie żaden! powiem ja sam,
«Kaptur zaś ile zechcę zatrzymam na głowie
I długo was nie znudzę — idę — nie popasam —»
A słowa te powoli mówiąc siadł przy stole
Ręką podparłszy głowę, gdy kaptur na czole
Wywinięty, obrzucał lica jego cieniem;
Łokciem zaś parł Szekspira tom ów otworzony.

Milczano z pół-uśmiechem — «Ja, jestem zwątpieniem
«Rzeczywistości» — mówił ow gość nieproszony:
«Jakoż, gdyby naprzykład cień królewicowi
Ojcowski się pokazał; i rzekł jak w Szekspirze
— Dwór ten cały i orszak cały, równe snowi
I wszystek blask ów co się po zbroicach liże
Jak wąż — i te chorągwie i to co stanowi
Całą realność, wszystko to równe jest snowi.
I żeby mówię skreślił rzecz każdą prawdziwie
Jak ona jest — i żeby widział więc królewic
Jak jest — to — najprzód byłby warjatem u dziewic,
Potem u wszech-pochlebców, potem u dworaków
Potem u czaszek pustych — potem — i u ptaków
Smętarnych — i rzucano-by kościami za nim