Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/183

Ta strona została skorygowana.

Za tem przestanek — jedna kużu skiba
Przepadająca w nic, jak na dno ryba
I jedna chwila rytmowej cichości —
I dumy pełen czy opieszałości,
Czy wyróżniony przez ruchu swobodę,
Pretor na koniu płowym, mąż otyły
Oglądający się, gładzący brodę,
Jak człek urzędu pewny, lub swej siły.

Ten zwolna jadąc, piesze wiódł szeregi
Do środka w koło nieporządnie zwite,
Jak cyrk przenośny z okolnemi brzegi
I oś mający stanowczo nie wbitę.
Tą osią, byli do pół obnażeni
Męże trzej, dobrze powrozem ściśnieni,
Lecz onych ledwo widziałeś niekiedy,
Czoła lub piersi nagością świecące,
Wśród chmur zwichrzonej do koła czeredy —
To wyjawione, to zapadające.
I były one jakoby członkami,
Co nieraz leżą na cyrku drgające
I lśniły one za rózek snopami —
Rózek, co sądy znaczą i liktorów —
Jak białe lilie gęsto ogrodzone.
Jak białe lilie z sadu wychylone,
Widne, przez wrota szerokich toporów
Co przywierały się lub zawierały,
Skoro się męże niosący je wili,
Ulicą krzywą, pod stopami skały.

Przed onym płotem toporów i wici
Szli i kapłani, niosąc kadzielnice:
Poważni, czasem po oczy zakryci,
Wyzierający tylko na ulicę,
Kiedy się zmięszał porządek szeregów.
Także i tłómacz, i pisarz, i szpiegów