Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/194

Ta strona została skorygowana.

Czy trąby dwie się przypadkiem gdzie zbodły,
Czy głos tak dzielny był, a tłum tak podły.

«— Czekaj! bom w ustach nie miał nic trzy doby —
Ja i te zacne dwie ze mną osoby,
A głos masz silny przez sytość i wprawę
W komendę — czekaj, niech zakończę sprawę.»
To mówiąc Gwido chwiał się i był blady,
Jak gdyby mówił: czczo-mi — lecz pozierał
Na dwóch co za nim stali, jak na ślady. —
Gdy ktoś, co dotąd o głaz się opierał
Przy jednej z kolumn, rzucił trzos i skinął
Wołając: «chleba! — hej — po trzykroć płacę!» —
Co rzekłszy, tak się w togi zwój owinął,
Że wraz skoczyli ludzie i na tacę
Włożywszy chleby, ponieśli mu w górę,
Bacząc szlachetną postać i naturę.

Syn Aleksandra rzekł: «ci ludzie, trzy dni
Nie jadłszy, omdleć mogą w osłabieniu,
Widzę to» — «ktoś jest?» szpieg zawoła z cieniu.
«Doktor!» krzyknęło trzech, a byli zgodni,
Że posądziłbyś o wczesną umowę —
I — tu dwa kłamstwa stały w przesileniu:
Oskarżające, i to co w natchnieniu
Współ-młosierdzia tchnęło trzech — ludowe.
Tamto formalne, to nie obmyślone,
Jak grom, co nie wiesz w którą wytnie stronę.

Gwido «Bóg zapłać» rzekł, gdy współ-skarżeni
Poczęli chleb jeść, a tak cicho było,
Że i najwięcej środka oddaleni
Słyszeli dziękę, jakby się im śniło,
Że tuż przy Quidam stali w onej dobie;
Bo ciszej było tam niż bywa w grobie.

«Teraz» tak kończył Gwido «już się stało. —
Teraz jakkolwiek broniłbym tej sprawy