Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/204

Ta strona została skorygowana.

Milczał; lecz w sobie pamięcią przezierał
Co ów zwój, trafem zgubiony, zawierał? —
I choć z Barchobem rozmawiał potocznie,
Wciąż miał zwój pisma własnego zaocznie,
Które że było raczej pamiętnikiem
Rzeczy i wrażeń niedzielonych z nikim —
Do swobodniejszych odroczonym czasów,
Pełnym doraźnych skróceń i nawiasów —
Dośledzić nie mógł lub nie czuł się w stanie
Zgadnąć, co pism tych wywoła czytanie? —

W sposób, iż przedmiot jednem odniechceniem
Zrzucony z stołu w drobiazgi doręczne,
Jednym usłużnej ręki poruszeniem
Podjęty, z koszem tam i sam noszonym,
Mógł się stać dwakroć większem zagadnieniem,
Niż najciekawsze z zapisanych w onym.

Tak więc szli k'sobie tym samym sposobem,
Z Arthemidorem Zofia od Jazona —
I Aleksandra syn tamże z Barchobem:
Ci raźniej — tamta opieszalej strona.

Zofia swobodniej czując się na sile,
Przez ciemną sosen włoskich kolumnadę
Idąc, mówiła: «Wszelką Maga radę
Zebraćby można w o tyle o ile,
W preceptę z liczby i z czasów wysnutą;
Lecz słów misterstwo i określeń dłuto
I ta powagi całość, zkąd pochodzi? —
Nie wiem! — z tem człowiek mniemam, że się rodzi.»

To mówiąc, kwiaty zrywała, lecz owe,
Które się w parów schylając podłużny,
Do rąk jej — czoła swe chyliły płowe,
Jak smutne dzieci żebrzące jałmużny —
I szła, co czyni nie bacząc, lecz raźniej —
Gdy Arthemidor wreszcie jej odpowie: