Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/211

Ta strona została skorygowana.

Legło? — jak człowiek lekarstwo ważący,
Niby roztropnie i niby niechcący —
Potem rzekł:

«Cesarz!» — jędrnym głosem wcale —
«Panuje mądrze nad szerokim krajem,
W którym są ludy jednym zjęte losem.
Różne i różnym żywe obyczajem —
Obyczaj jeden — trwa lat sześćset, trzysta;
Inny znów ośmset lat — człowiek nawzajem,
Obyczajowi służy jako może,
By przecie robił coś! acz jest chwilowy« —
To zaś litośnie poparł ruchem głowy —
«Więc trzeba cenić, gdy dziecię po wzorze
Pisząc, dokłada i swój trud jałowy!» —
— — — — — — — — — — — — — —
Tu przetarł włosy i sprysnął palcami
I rzekł: — «Innego dnia będziemy sami —
Teraz już późno.» — Wstał — Barchob na stronie
Ku lampie miał się. —

— «Zrodzona w Sycionie
Czy w Knidos? — Jest tu poetessa pewna:
Grecja do siebie ma że była śpiewna.» —
Mówiąc to tonem żegnalnego słowa,
Mistrz Jazon ginął w mroku wielkiej sali.
Syn Aleksandra czekał aż ta głowa
Siwa, od lampy oświecona w dali,
Zmierzchnie i jako meteor się schowa:
Potem — stał jeszcze, jakby słuchał nieco
Co zmówi powieść wody różańcowa,
Skoro ją blaski księżyca oświecą,
Już niełamane od ognia promieni;
A potem westchnął i wyszedł. — Noc była
Widna; podwórzec usłany z kamieni
Bielał; lecz w każdym pierwsza myśl ożyła
Zkąd był? do czego złamkiem swym należał?
I każdy z głazów tych, zdało się oku,
Że przypominał się znajdować w tłoku