Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/230

Ta strona została skorygowana.

Po chwili wszakże, dawny spokój wrócił —
Z nim przedmiot dawny czuć się dał w rozmowie
Więc mistrz, ująwszy prawy płaszcza koniec,
Na ramię lewe układnie zarzucił,
Jak człowiek ufny że dotrzyma w słowie.
Gdy nagle głośniej obwołano: «goniec!»
— Gońcem tym Liktor był z Cecarskiej świty
Dzierżący kartę pisaną czerwono.[1]
Stając jak dobrze z marmuru wyryty,
Mars lub gladjator z zwycięzką koroną —
Tak, iż pomiędzy goście cisza wiała,
Gdy Arthemidor brał list, chyląc czoło —
Florus sam jeden poszepnąć chciał «chwała!»
Lecz usta przyciął patrząc na około;
A Aleksandra syn te rzeczy ważył
Jawnie — zaś jawniej o odejściu marzył.


XVI.


Noc była — księżyc w przysionek otwarty
Szerokie składał promienie, jak karty
Księgi, z głęboką uwagą czytanej. —
Cienie dwa wielkie, ucznia i rabbiego
Z podłogi czołgać zdały się na ściany,
Wśród takiej ciszy, w której i niczego
Zląkłby się człowiek taką zdięty ciszą;
Gdy — że już koniec brzmień, myśli się słyszą —
Ta zaś, acz próżna, łamać się zdawała
Sama, na pewne akordy i spadki
Rwąc się — i ducha ruch wywoływała
Na słowo, jakiejś sfinksowej zagadki.
W przerwach tych, uczeń Mistrza śledził oko,
Poprawiał lampę, lub wzdychał głęboko.

  1. Imperatorowie czerwonym atramentem pisywali. —