Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/243

Ta strona została skorygowana.

Inni nareszcie, tę powietrza zmianę
W zamku, i co zeń wywiało za ścianę,
Przypisywali wschodnim pewnym gościom;
Lub z okrętami przyszłym wiadomościom. —
Wieść każda w Rzymie, niż gdziekolwiek, więcej
Ma różnokształtnych ust swych sto tysięcy:
Które brukową najprzód tętnią wargą;
W jaśniejsze potem urastają głosy,
Oklaskiem dalej stają się, lub skargą,
Myślami Cara, i zowią się: Losy.
Acz bywa, że nim tę przebiegną gammę
Nie poznawają się i niszczą same.
Cesarz, jak zwykle, w bukszpanowym chłodzie
Z odkrytą głową, spoczywał w ogrodzie.
Obyczaj, który w dnie najmniej pogodne,
Chował, nie znosząc nic na nagiem czole —
Zkąd poruszenie głowy miał swobodne:
Nie takie wzroku, iż szukał kryć wolę;
Draźliwość, w spokój mędrca przyoblekać;
Także, iż lubił zgłębiać i nie czekać —
Dwie żądze, które zgodzić z sobą trudno:
Było to wszakże, gdy wszech-wiedzę państwa
Zdobył — część jego ludną i nieludną,
Używającą prawa i poddaństwa
Naocznie zwiedził, w wielkich dwóch podróżach —
Wolę i ludzi poznał wewnątrz żywych,
A o okopach myśląc i przedmurzach
Świat tworzył, linii nie nawidząc krzywych,
Przeto iż dłuższe, a ceniąc je bardzo,
Jako uczeńsze i słodsze w swych ruchach.
Więc był, jak którzy chwalą to, czem gardzą. —
Przy tem — nadeszła i wieść o rozruchach —
Te Adrian ważył mało. —

— Na marmurze
Stołu przed ławą, gdzie Cesarz spoczywał
Leżały zwitki, tabliczki i róże
Białe, a widno że idąc je zrywał,