Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/260

Ta strona została skorygowana.

I wstał, lecz widno było mu z tem raźniej,
Iż czuł że zazdrość tej aktorki draźni.

«Czekaj! — nie wyjdziesz! — zawoła wraz diwa,
Przegiętą ręką dzban kłoniąc ku czarze,
W którą się wina lała wstęga krzywa —
«Oto i świeży wieniec przy pucharze,
Na koniec uczty zgotowan umyślnie —
Pij — i o Zofii mów! — to cię uzdrowi.» —
Tu jak syrena, z fali gdy wybłyśnie,
Ramiona białe mknąc ku żeglarzowi,
W ogrzane słońcem aby zeszedł fale;
Ku Luciusowi Elekta tak samo
Amfi-serdecznie, tak samo niedbale
Z przewyższającą go poczęła drammą —

«Jestże ta Zofia piękna? — Że uczona,
To wiem — jakie ma oczy? — i ramiona? —»
Co wszakże mówiąc, usta jej znikały
W drżeniu, iż rychłe czyniła pytania,
Gdy Lucius więcej zdawał się niedbały
Ku odpowiedziom i baczył te drgania
Jak rybołówca śledzi pióro wędki;
Tem lepszy w sztuce swej, że nie zbyt prędki.

Scenę tę, w ścisłem znaczeniu wyrazów
Scenę, chód przerwał znany, głośny echem,
W przysionku z gładkich budowanym głazów;
Tylko z niezwykłym gościowi pośpiechem —
I w rozrzuconej upięciach zasłony
Florus się jawił wołając «nowina!» —
«Cóż? wyrzuć z togi?» — «Janus otworzony!»
I tu uśmiechnął się — «jeźli nie — to wina
Twoja!» — Pomponius odpowie mu luźno
«Żeś wojnę przegrał przychodząc zapóźno!» —

«Owszem, tryumfuj ty i wszystko twoje,
Quod felix faustumque sit —» to rzekł do diwy;