Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

Darmoż nocą na rumaku,
Zbiegłem pysznéj Kaffy gruzy?
Step tumanny, Kataj–Uzy,
Aż do wietrznych pól Budziaku?

I śród wiatrów z burzą zmowy,
Duszą, sercem Ukrainiec,
Wczajcem przemknął Nienaszyniec
Najstraszniejszy próg dnieprowy?

Darmoż trudne próby moje
Lud nizowy uznał wszystek?
Darmoż uznał, — bym jak listek,
Drżał na płonne niepokoje?

Tuż pod bokiem gaj Rusałek,
I jaskinia Żalów ucho[1]
Cóż to znaczy, że na sucho
Stąd nie uszedł żaden śmiałek?

Bo téż żaden od motyléj,
Od miłośnéj, płochéj zmiany,
Nie ucierpiał, wciąż ścigany,
I boleśniéj i niemiléj.

Nie; usłucham serca rady,
Pójdę z dumką i odwagą,
Wyspowiadam prawdę nagą,
I nie zważam na zawady.






  1. Tak się nazywa istotnie.