Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak wartki piorun kraje niebiosa,
I tak przez falę chmur się przeciska,
Wzbita kopyty błyszczy się rosa,
Jak gwiazdy w ciemni, jak skry z ogniska.

Wichrzy jak zamieć — w głąb zgiętą szyją,
Jak nurt potoku zmarszczona grzywa,
Chaty po dołach, dąbrowy mija,
Przesadza wzgórki, wody przepływa.

Wpadł do taboru, zarżał radośnie,
Stanął, krwią bryzga, bokami rusza;
Ciszéj, znów głośniéj szmér w tłumie rośnie:
„Patrzcie no! patrzcie! to koń Janusza!“

Jak leżał każdy zerwał się prosty,
W dłoń klaszczą, szérzą pogrożki, wrzaski,
„Syn Czehryńskiego poległ starosty!
„Poległ nasz chrobry Janusz Bieniawski!“

Wnet wybiegł hetman — wojsko ucichło,
Prędko starszyznę zwołał na radę;
„Zginął Bieniawski! pędźmy co rychło,
„Tatarzy blisko, pomścijmy zdradę.“

„Żuj przy taborach będzie z Kuleszą,
„Woronicz, Kalski, Niczaj, Łaboda,
„Z pałkami swemi ze mną pośpieszą
„Cóż? razny okrzyk — tak zgoda! zgoda!“ —