Strona:Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

Tam przez rozpięte brzóz, wiérzb gałązki,
Pod szeleszczących listków namiotem,
Srébrzy się strumien przejrzysty, wązki,
Kłucąc się z wiatry dźwięcznym klekotem.

Wyżéj tuż nad nim, grusze i tarny
Rosną zwieszone z podnóża góry,
A wyżéj jeszcze las gęsty, czarny;
Piątrem po piętrze pnie się pod chmury.

Tu, tu grób stanie — w trąbki zagrali,
I każdy w miejscu stanął jak wryty —
Zajęknął, z nagła las chrzęstem stali;
Blask, jak błysk gromów przemknął drzew szczyty.

I wnet szablami ziemię zaryli —
Miękką murawę w darniach złożono,
Kopią i kopią, po krótkiéj chwili,
Zimne już matki gotowe łono.

Przy cichych modłach zwłoki spuszczają,
Z zwłokami zbroja rycerza lśniąca,
Kruszą się włócznie, szable pękają;
Z brzękiem się ziemia o stal roztrąca.

Potem się spiesznie rozpiérzchli razem,
Z nad wody skały i drzewa wloką,
Ziemia nad ziemią i głaz nad głazem;
Wznoszą się wyżéj, wyżéj, wysoko.