Ta strona została uwierzytelniona.
„Teraz dziéj się wola boska,
„Oto konia masz i zbroję;
„Niech cię mija każda troska,
„Błogosławię podróż twoję.
„Bądź zdrów! wszystko się przemieni,
„Co Bóg stworzył, nie zaginie:
„Wszakże ludzie nie z kamieni,
„Wszakże kraje nie pustynie!“
Rży i tętni konik wrony;
We łzach pyta siostra mała:
„Kiedy? z któréj ciebie strony
„Będę bracie wyglądała?“
Łzy się w oku lśnią Ruślana,
Po zielonéj spojrzał niwie;
Padł przed matką na kolana,
Ucałował siostrę tkliwie.
Dosiadł konia, z miejsca rusza,
Fale bujnych traw przegania;
Wiatr powieki mu osusza,
Wiatr zapiera w piersi łkania.
Długo matka, siostra, stały —
Prowadziły go oczyma;
Coraz daléj, mniejszy, mały,
Jeszcze mgli się i — już niéma.