Strona:Poezye Józefa Massalskiego t.1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

Rzekł i z gorzkim na niebo pogladał uśmiéchem.
— Noc się zbliża, on stoi, a mgły po xiężycu
Przelatują jak smutki po rycerza licu.
Prócz burzy w jego łonie, wszędy cisza głucha,
Tylko gdzieś czasem trawka zaszeleści sucha,
Tylko w lesie, na łące, nad odludnym zdrojem,
Puszczyk żałośnym echa trwoży niepokojem.
Przy téj złowiészczéj pieśni kochanka pomroki
Wojownik niepewnemi postępuie kroki;
Jakiś go niewidomie ciągnie duch niechętny,
Idzie w las pożegnaniem ojca tak pamiętny.
Cóś mu stopę wstrzymało. Wpatruje się, słucha;
Mrok na łące, ptak gwiżdże, zdrój odludny grucha,
On drży i nad pomnikiem schylony poziomym
Wzywa blasku xiężyca okiem nieruchomém.
Lampa nocy z obłoku wyszła do połowy,
Padł wojownik bez czucia na kamień grobowy.