Alić pasmo dni błogich śmierć przecięła brata.
O bracie mój najdroższy, nienagrodna strata,
Ty całe szczęście moje zabrałeś ze sobą,
Śmierć twoja mój dom cały okryła żałobą;
Z tobą razem umarły me wszystkie uciechy,
Które żywił twój urok i twoje uśmiechy.
Śmierć braciszka wydarła z mej piersi rozdartej
Wszystkie dawne zabawy i śmiechy i żarty.
I ty pytasz, czy nie wstyd, żem się, nierozsądny,
Tu zakopał w Weronie, gdzie człowiek porządny,
Sam się w łożu rozgrzewa, choć zima okrutna?
— To nie wstyd, Manliusie: to rzecz smutna — smutna.
Więc wybacz, że list próżny wyprawiam dziś w drogę:
Czego sam nie posiadam, innym dać nie mogę.
I dawniejszych pism u mnie teraz bardzo mało
Z tej przyczyny, że w Rzymie mam siedzibę stałą.
Tam mój dom i ojczyzna; gdy w te strony jadę,
Książek parę zaledwie do tłomoka kładę.
Dlatego, przyjacielu, nie zadaj mi winy,
Ni w złem sercu lub skąpstwie upatruj przyczyny,
Że podwójnego oto nie spełniam żądania:
Gdybym mógł, czyżbym czekał aż twego wezwania?