Taką właśnie, jak tamta, była, ach, i ona,
Me życie, gdym ją tulił do drżącego łona,
A biały bóg miłości w tunice różanej
Wkoło kochanki pląsy wyprawiał i tany.
A choć teraz Katulla nie jednego kocha,
Mojej pani wyrzucał nie będę, że płocha:
Śmieszny zawsze i głupi zazdrosny kochanek.
Bo choć nawet Junonę, najwyższą z niebianek,
Gdy małżonek niewierny, napada złość sroga —
A tysiące podobnych sprawek zna nieboga —
Przecież ludziom się z bogi równać nie wypada.
Więc precz, zazdrości: starców bezsilnych to wada!
Wszak nie weszła w me progi jak oblubienica,
Ni mi ją oddawała ojcowska prawica,
Lecz się z objęć małżonka wykradłszy, ostrożna,
W czarownych nocach szczęściem darzyła mię, trwożna.
Więc wiele nie wymagam: niech się zawsze święci
Ta chwila, którą ona podkreśli w pamięci.
Oto masz, Alliusie, ku twej czci piosenkę,
Małą za wielkie twoje usługi podziękę.
Lecz najpóźniejsze wieki twojego imienia
Nie ukryją, zawistne, w nocy zapomnienia.
Niech ci bogi użyczą swoich darów hojnych,
Jakie zsyłali ludziom w wiekach bogobojnych
Temis[1] i dobry Jowisz[2], co nam dał tę ziemię
I łask zdroje obfite zlał na ludzkie plemię.
Strona:Poezye Katulla.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.