Strona:Poezye Katulla.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.
L.
DO PRZYJACIELA.

Wczora, Licyni, jak wiesz, wolne chwile
Na wierszowaniu spędzaliśmy mile.
Wierszyków pieprznych, jak była umowa,
Sypie się bezlik — co wiersz, miara nowa;
A co przy winie z nas który wyceli,
Drugi natychmiast dowcipnie odstrzeli.
Potem odszedłem tak oszołomiony
Twoim dowcipem i tak rozmarzony,
Żem już nic nie jadł, nieszczęśliwy człowiek,
I sen noc całą stronił od mych powiek.
Cierpiąc piekielne bezsenności męki,
Pierwszego brzasku wyglądam jutrzenki,
By znów być z tobą, znów gawędzić z tobą.
A gdy już nie wiem, co począć ze sobą,
Leżąc bez ruchu — tak ze sił opadam —
Ten wierszyk tobie, mój drogi, układam,
Świadka mej wielkiej za tobą tęsknoty.
Tylko zbyt zimny ty nie bądź, mój złoty,
I tej ku sobie nie zamróź ochoty.
O, jest Nemezys, bogini surowa:
Z nią nie zadzieraj, bo skarać gotowa!