Ta strona została uwierzytelniona.
Jedni s ciągnących jeszcze dech wnętrzności snują,
Drudzy na głazach, gardła żyjących piłują.
Silną prawicą w górę wyrzucone dziecie,
Pod gwiazdami niewinne wyzionęło życie.
Lub ugodzona gruzem ułamanej skały,
Pełne słodyczy dusze w kolebkach wylały.
Wszędzie w miescie płynęły krwi zdroje obfite,
Nie mogły brać jej, ziemi wnętrzności już syte,
Z licznych ulic te straszne połączone scieki,
Jako nowe strumienie leciały do rzeki.
Nieszczęśliwych bez broni, i wojska pomocy,
Nie ocaliła ufność w ociemnieniach nocy.
Uciekających góry ni sadzone gaje,
Zakryć nie mogą; wszystkich światła noc wydaje.
Gdy więcej krwi wylewać srodzy sił nie mieli,
Resztę dawszy więzieniom, strudzeni usnęli.