Ale jedna przestroga: módl się tylko do Boga,
Nie patrz, czy kwota mnoga;
Bierz jak podarek Boży, kto co do ręki włoży,
A Pan Bóg ci przymnoży,
I twych modłów nie straci, za jałmużnę spółbraci
Dobrodziejom zapłaci! —
Słuchał Kostyl tej mowy: Rozum — rzecze — wart głowy,
Koncept wielce jałowy.
Iść pod krzyżyk... a może... zbierzesz skarby nieboże,
Pan Bóg ci dopomoże.
A ja idę we dwory, choć żebrackie ubiory
Psy szarpają ze sfory.
Mam jałmużny do syta. Król mię żywi — i kwita,
Pełna moja kaleta.
Człek się wesprze na kuli, idzie pod zamek króli,
Do muru się przytuli.
Tam zjeżdżają się pany, wojewody, hetmany,
Każdy w złoto przybrany.
Spojrzy który k'tej stronie, ja się nizko pokłonię
I wyciągam me dłonie.
Z panami trudna rada, czasem jasna gromada
Ani spojrzy na dziada.
Czasem bywa człek w biedzie, gdy się wymknie po przedzie
Bo ktoś koniem najedzie.
Albo gorzej się zdarzy kiedy żołdak ze straży
Halabardą nędzarzy!
Czasem — dworskie swawole — rzuci kamień pacholę,
Wlepi siniec na czole.
Lecz często, zamiast psoty, ze szczególnej szczodroty,
Rzuci czerwony złoty.
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/040
Ta strona została przepisana.