Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/067

Ta strona została skorygowana.

Może się śmiercią sumienie rozwiąże,
Może ciężaru pozbędzie się serce! —

XIII.
Chodyka zamilkł, — a ciżba milcząca

Patrzy na dziada okiem zadumania. —
Książę z powagą wysłuchał do końca,
Westchnął ukradkiem i oczy zasłania.
Cóż to? czy Książę myślami się troska,
Że zakrył oczy i poruszył głową? —
Łza mu spłynęła... O! łza Radźwiłłowska
Łacno złagodzi srogość statutową. —
Radziwiłł dumał — powstał naostatek,
Uderzył w dzwonek, szmer rozległ się w tłumie.
— Mości panowie! — krzykł woźny u kratek —
Solvitur sessia na jutro po Summie! —

XIV.
Nie wiem końca powieści. We dwa lata blizko

Umarł jakiś pokutnik w słuckim monasterze;
A dzwonnik rozpowiadał, dzwoniąc na pacierze,
Że podobno Chodyka było mu nazwisko, —
Że aż strach było patrzeć, jak pokutę czyni,
Jak o chlebie i wodzie stare kości suszy;
Że podobno coś zgrzeszył, że był na pustyni,
A zresztą Bóg go tam wie — pokój jego duszy!
A w lesie między mszarem jest wysepka dzika,
Na niej ogromny pszczelnik — pasieka nielada, —
A naród o tej wyspie dziwy rozpowiada,
A ten pszczelnik od wieków nazwano Chodyka.
17 września 1844 roku.



KRADZIONE.

PRZYPOWIEŚĆ SZLACHECKA.
(Podsłuchano).


W ręce aspana, panie Jakóbie!

Mówisz: kradzione lepsze, i chcesz tego dowieść;