Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/072

Ta strona została przepisana.

Dziś właśnie pora wesprzeć brat brata,
A wy, mężczyźni, obrońcy świata,
Wznosicie jeno toasty!
A zamiast spieszyć ojczyźnie gwoli,
Ubrani w atłas i puch soboli,
Klęczycie u stóp niewiasty!

Chcecie miłości? któż was pokocha?
Chyba kobieta wietrzna i płocha
Takim zachwyci się mężem;
Dać komu rękę — cóż gdy się zdarzy,
Że domowisko najdą Tatarzy,
A mąż nie włada orężem?

Kto chce miłości, wnet mu uwierzę:
Zrzućcie złotogłów, włóżcie pancerze,
Na koń i przeciw Tatara!
Wszak wasza liczba dosyć jest mnoga,
Moich kochanków pułk przeciw wroga
Niech się odznaczyć postara.

Kto więcej szczerbów na swem żelezie,
Kto więcej znaków i ran przywiezie,
Choćby zrąbany, kaleki, —
Niech jeno weźmie tryumf nad wrogiem,
Ja go przysięgam przed Panem Bogiem
Kochać na wieki, na wieki!

Tupnęła nóżką — ogień uroczy,
Ogień zapału wstąpił w jej oczy,
I padł na ciżbę w iskierce;
I zapłomienił ciżbę zdumioną —
Duch bohaterski wstąpił w ich łono,
Jak proch buchnęło ich serce.

I wzniósł się okrzyk w prawo i w lewo:
Cześć, bohaterko! cześć tobie, dziewo!
Spełnią się twoje zamiary! —