Nazajutrz wojewoda był zdrów po kąpieli,
I wydał dla nas ucztę.
Kiedyśmy przy miodzie
Wszystko opowiedzieli panu wojewodzie:
Jak się czółen wywrócił, jak on wpadł do toni,
Jak go fala unosi, jak go Hryćko goni,
Jak nakoniec (niech będą wielbione Niebiosy)
Strzelec go z topieliska wyciągnął za włosy;
— Jakto! (krzyknął gniewliwie, nasrożywszy minę)
Śmiała mię chamska ręka dzierżeć za czuprynę!
Trockiego wojewodę I pana! dygnitarza!
Gdzie ów śmiałek? — Sto batów! niech się nie odważa
Na podobne zuchwalstwa — bo krew szlachty święta.
Sto batów myśliwcowi! — niechaj zapamięta,
Że szlachcic, chociaż w ogniu, albo w wodzie ginie,
Wara przedsię chłopowi ku jego czuprynie! —
Wkońcu nieco ochłonął — musnął się po głowie:
Ale żem ja niewdzięczen, niechaj nikt nie powie.
Panie rządzco! ja Hryćkę kwituję z pańszczyzną —
Dać mu na całe życie włókę gruntu żyzną,
Niechaj wiedzą włościanie, że jeden w ich rodzie
Trockiego wojewodę salwował w przygodzie!
Lecz że za czub mię dzierżał swoją chamską dłonią.
Sto batów niech wyliczą, a liczby nie ronią.
Więc Hryćko syn Kiryłły wziął sute nahaje,
A nam szlachcie na wieki nauka zostaje,
Co rozumieć o naszym szlacheckim splendorze.
Lecz jegomość się zżymasz?... Ej definitorze!
Wybij z szanownej głowy swe dziwne pochopy,
I dziecka szlacheckiego nie zrównywaj z chłopy,
Bo na to nie pozwolę. Łaska Waszmościna
Za mój grosz jako tako poduczyć mi syna:
Dobrze, proszę aspana; lecz jeśli mój Janek
Ma się uczyć przy snopach łacińskich sielanek,
Razem z chłopstwem zasiadać do misy i chleba,
Dziękuję, — mnie łaciny takiej nie potrzeba.
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/090
Ta strona została przepisana.