Albo koło się złamie, lub koń zaniemoże,
Albo go niemoc opęta.
Mnie pan hrabia tutajszy trzyma za zapłatą,
Bym stał jak wiecha przydrożna,
I ostrzegał podróżnych i zima, i lato:
Że tędy jechać nie można.
Bywało — zorzą drogę — to jedzie kto nie wie,
I klęskę sobie napyta;
W przeszłym roku, żebraka, ot tu przy tem drzewie,
Roztrzaskał piorun i kwita.
Czy mało? co rok prawie coś się komuś stanie,
Kto w to zabłądzi bezdroże.
Lecz pomsta musi być Boża.
Na długie gawędy nasze.
Wiesz pan co? przebrnij rzekę i na tamtej błoni
Puść swego konia na paszę.
Tam już grunt nie zaklęty i dobre pastwisko;
Widzisz tę kłodę dębową?
Siądźmy, ja ci opowiem, skąd to uroczysko
Zaklętem i Pomstą zową.
Tu był zaścianek Podkowa,
Tu żyły moje dziady i moje pradziady,
Poczciwa szlachta czynszowa.
A tam dalej za lasem stał dwór murowany,
Z zamkiem, wałami i fosą;