Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/147

Ta strona została przepisana.

A milczeć mi! zuchwała, niewdzięczna hołoto!
Jeżeli wam niedobrze na tutejszej stronie,
Precz mi z mojego gruntu! ja odejść nie bronię!
Próżno się człowiek modli i litości czeka
Wciąż jedna sprawiedliwość i jedna opieka.


V.
Wtem dziwne wieści krążą po powiecie,

Trąby francuskie poza Niemnem dzwonią,
Dwa groźne wojska stanęły pod bronią,
I hrabia wspomniał, żeśmy ludzie przecie.
Czy to z nadziei, czy z jakiegoś strachu,
Wnet powziął ku nam na j życzliwsze chęci:
Ot! jak chorągiew na zamkowym dachu,
Tak serce hrabi za wiatrem się kręci.
Grzecznie się kłaniał, aż jednej Niedzieli
Odwiedził wszystkich czynszowych swej ziemi,
Uściskał młodzież, szeptał ze starszemi,
Kląkł przed kaplicą, i wszyscy klęknęli...
Modlą się, gwarzą — już i noc zapada,
A jeszcze trwają modły i narada.
Nazajutrz, ledwie poranek zabłyska,
Znikła z zaścianku młodzież od wyboru,
Zniknęły konie z naszego pastwiska,
Zniknął pan hrabia ze swojego dworu.
W siedzibach naszych jeno pozostali
Drżący starcowie albo chłopcy mali,
Kobiety słabe, lub kto mimo chęci
Pozostał doma z wiarą i otuchą;
W zaścianku naszym jak w grobowcu głucho,
Nie słyszał brzęku kos na sianożęci,
Nie zarżą konie na wieczornej paszy,
Trwożna niewiasta co godzina blednie,
Bo wyją wilki, których nikt nie straszy,
I puhacz puha czarne przepowiednie,
I smutno jakoś w chmurach się rozbija
Echo od dzwonka na Zdrowaś Marya.