Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

I spożyli baranka na ucztę ostatnią,
I pożegnali się bratnio.
Cztery drogi rozstajne schodzą się przy krzyżu —
Jeden miał krewnych w pobliżu,
Drugi miał nieco gorszy, więc ruszył na wzwiady
Gdzieindziej szukać posady,
Trzeci strzelał bez pudła, więc przy jakim dworze
Myśliwcem zrobią go może...
Inny z nabożną książką kędyś przy plebanie
Może dzwonnikiem zostanie
I będzie uczył dzieci... Tak radząc się w tłumie,
Każdy przypomniał co umie.
I poszli w cztery strony Podkowianie biedni
Pracować na chleb powszedni.
Tylko starzec bezdzietny, co w ciężkiej chorobie
Oślepnął na oczy obie,
I młodzian, w bitwie lipskiej porąbany srodze,
Siedli pod krzyżem przy drodze,
Czekając dobrych ludzi, którzy, idąc drogą,
Żebraków chlebem wspomogą.
 

XII.
Hrabia z dwornemi złączył nasze pole

I gospodarzy jako tylko może.
Czasem i piękne udało się zboże,
Lecz z niego nie miał korzyści w stodole;
Bo jakaś klątwa, czy Boża niełaska,
Nie da mu z cudzej pożytkować pracy:
Jednego roku grad kłosy potrzaska,
Drugiego roku podgryzą robacy;
Czasem już żniwo i do sterty zwali,
To grzmotnie piorun i stertę zapali.
I bujno łąki zarastają nasze,
Lecz deszcz ich kosić i zebrać nie dawa:
Urabia je kazał obrócić na paszę,
Lecz jadowita znalazła się trawa.