Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/215

Ta strona została przepisana.

Tysiące wątpliwości w sercu skołatanem...
Straszno mi... mógłbym zostać niegodnym kapłanem.
A więc pozostań godnym! — mój ojciec ofuknie: —
Bierz przeklęctwo ojcowskie, albo księżą suknię,
Jedno z dwojga... rozumiesz?!! wyrok się nie cofa,
Lub w łachmany opadnie toga filozofa,
I spokornieje harde mądrością oblicze:
Bo jeśli nie usłuchasz, wnet cię wydziedziczę!

VII.
Daremnie się przekłada, daremnie się błaga;

Twardą była nad dzieckiem ojcowska powaga.
Pojechałem do Lwowa, widząc opór marny,
I poszedłem przed ołtarz, jak cielec ofiarny,
I tam Piotr Starzechowski, Arcypasterz siwy,
Namaścił mnie kapłaństwem na bój nieszczęśliwy,
Który staczam codziennie, jako szermierz dziki,
Z własnem gorącem sercem, z zimnemi zwierzchniki
I z przesądami świata. Owdzie motłoch głupi
Rozjątrza księdza Tarły fanatyzm Biskupi;
Owdzie pasterz przemyski gwoli urągania
Z żórawnickiej świątyni gwałtem mię wygania
I ramieniu świeckiemu na igrzysko poda;
Tam nikczemny Odrowąż, ruski wojewoda,
Rad się pastwić bezkarnie, kiedy zręczność baczy,
Nasyła w dom mój woźnych, pijanych siepaczy.
Biegłem po sprawiedliwość do powagi starszej,
Przed stolicę Prymasa, i przed tron monarszy,
I na zjazdy szlacheckie, i w izbę senatu,
I wygrałem mą sprawę, i polskiemu światu
Dałem poznać me imię...
Nastąpił zgon Tarły:
Wstąpił po nim Dziaduski — i sprawy umarłej
Nie wskrzeszał, choć radzili prześladowcy dzicy;
Zostawił mnie spokojnym w mojej Żórawnicy,
I przecie odetchnąłem serdecznym spokojem