Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/218

Ta strona została przepisana.

Polska musi mnie czytać rada czy nierada.
Czy to naród na sejmie swe klęski przekłada,
Ja z odkrytemi pierśmi wychodzę widomie,
Zdzieram maskę ze zdrajców i zbrodniarzy gromię;
Czy to pożegnał żywot nasz monarcha stary,
Ja w ostatecznym hołdzie poddańczej ofiary
Składam na jego trumnę podarek grobowy,
Wieniec pochwał uwity serdecznemi słowy;
Czy gdzie kacerz wypuści z niemieckiej zasadzki
Na zgruchotanie Rzymu swój grot świętokradzki,
Ja spieszę zdeptać hydrę, jak powinność woła,
Jako prawy walecznik Pańskiego Kościoła,
Ale choć duch i ciało w ustawnej rozterce,
Wciąż cypryjska bogini rozpala mi serce;
Więc rzekłem: Grzech być dłużej pastwą tych płomieni,
Bo się zapał niewinny w zbrodniczy zamieni;
Pójdę za głosem serca, bo piekło zwycięży! —
I napisałem księgę O małżeństwie księży,
I puściłem ją na świat między ludu rzesze:
Niech się pastwią pobożni — ja wiem, że nie zgrzeszę!
 

X.
Ciekawie moje pismo z rąk do rąk chwytano,

I jak głownia rzucona na strzechę słomianą,
Zażegło całą Polskę — i już pożar płonie.
Zadrżał Biskup Dziaduski na przemyskim tronie;
Jednak władzę pasterską chcąc okazać światu,
Wezwał mnie do podnóża swego majestatu.
Stanąłem... brew najeżył... chciał mnie skarać pono;
Lecz ze mną Pismo Boże i przyjaciół grono —
Więc zmieszany, że idę z wiarą i otuchą,
Chciał wyklinać, lecz tylko zająknął się głucho.
Na wiszniańskim sejmiku znów badał mą sprawę,
Czy doprawdy mam złamać bezżeństwa ustawę?
Mimo klątwy kościelne, mimo zbrojne straże:
Tak jest! — odpowiedziałem — bo sumienie każe.
Więc mnie pismem przypozwał stanąć na swym dworze,