Wielki dzień Ziemienika będziem obchodzili.
Dobry Bóg urodzajów! wielkie jego święto
Od czasu gdy na Litwie siać niwę poczęto;
Bo z łaski Ziemienika i pod jego wodzą
Miód, mleko i owoce, i kłosy nam rodzą.
Niegdyś, za naszych ojców, w Litewszczyźnie starej
Z miodu, z mleka, z owoców brał swoje ofiary.
Lecz nam dzisiaj nie starczy na chleby i miody,
Bo Krzyżak zdeptał pola, wyplenił ogrody,
Pozarzynał dobytek i miód wydarł z barci —
Cóż my Bogu przyniesiem, z ostatka odarci?
Lecz Bóg nie gardzi sercem ni darem ochoczym:
Mamy tu krew krzyżacką — a więc krwi utoczym,
I ołtarz zawieszony tajemną zasłoną,
Zamiast czerwonych kwieci, zlejem krwią czerwoną.
Ziemienik, przebłagany w ofiarnym puharze,
Może niwom obficiej rozrodzić się każe,
I w chlebie pożywanym bez łez i goryczy,
Nowa siła do piersi wstąpi bojowniczej...
Weźcie żywego jeńca! okuć go należy;
Niech czeka dnia ofiary na zamkowej wieży!
Tak mówił srogo Margier — a głos jego mowy
Najprzód grzmiący piorunem, a potem grobowy,
Osłabnął, kiedy książę rozkazy wydawa,
A usta były drżące, a powieka łzawa.
I podjęli młodzieńca, co leżał na trawie;
A Margier zapalczywie do boku mu sięga,
Oderwał miecz, aż stalna zabrzękła popręga,
I odpiął mu z pod szyje płaszcz rycerski biały,
Krzyż wyszyty na płaszczu poszarpał w kawały
I podeptał.
Na groźne skinienie książęce,
Dwaj Litwini Krzyżaka ujęli za ręce.
A młodzian ledwo oddech wydobywa z łona,