Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/332

Ta strona została przepisana.
PIEŚŃ TRZECIA.

I.

W Malborgu wielkiej sali zbiera się obrada.
Dwudziestu czterma okny blask słoneczny wpada
Na kamienną podłogę, na gotyckie ściany
I na orszak Krzyżaków gromadnie zebrany;
Złoci ich białe płaszcze, zaiskrzą się, pali
Na hartownych pancerzach, na hełmach ze stali.
Ą wszyscy niemal bracia jednakiej urody,
Jednako noszą płaszcze, pancerze i brody,
Jednostajna nad hełmem rozwiewa się kita;
Tylko na każdem licu inna myśl odbita.
Owdzie twarz siwobroda, znojem ogorzała.
Rozognionym rumieńcem bohatersko pała;
Owdzie lica wybladłe, pieszczone jak cacko,
Uśmiechem zalotności, swobodą hulacką
Odznaczają czcicieli Bacha i rozpusty;
Insze zasię oblicza z zaciętemi usty,
Ze spuszczoną źrenicą, poczerniałe, chude,
Znaczą dziki fanatyzm lub świętą obłudę.
Ale na żadnem czole i na żadnej twarzy
Piętna cnót chrześcijańskich spotkać się nie zdarzy.
Bo kościelni rycerze zapomnieli ninie
Wzoru swych Patryarchów, którzy w Palestynie
Nieśli chorym w szpitalach ratunek najżywszy,
Albo świętej Maryi swój miecz poślubiwszy,
O głodzie i o chłodzie w Chrystusowe Imię
Zabezpieczali w stepach gościńce pielgrzymie;
Od nich miał wspomożenie ubogi i słaby,
Gdy o żebranym chlebie walczyli z Araby.
Dzisiaj nad Grobem Pańskim już nie pełniąc warty,
Usiadł mnich na książęcej stolicy rozparty;
Wypróbowawszy miecza na świętej posłudze,
Zatopił chciwe szpony w posiadłości cudze,
A nad sąsiednią Litwą, Prusakiem i Lachem
Wywiera swoje wpływy krzyżem i postrachem.
Nienasycona żądza, nieugięta pycha